SUMMERHILL

EDUKACJA DEMOKRATYCZNA



Summerhill – pionierska szkoła w Leiston w hrabstwie Suffolk, (Wielka Brytania) założona 1921 przez Alexandra Sutherlanda Neilla, który oparł się na poglądach amerykańskiego pedagoga Homera Lane (1875-1925).
Cechą charakterystyczną szkoły jest brak przymusu uczenia się i uczęszczania na lekcje; instytucja opiera się na samorządności uczniów i nauczycieli. Szkoła jest neutralna światopoglądowo i areligijna. W szkole dostępny jest szeroki wybór przedmiotów, do poziomu minimum GCSE (angielskie państwowe egzaminy dla uczniów w wieku 16 lat). Na początku każdego semestru następują zapisy starszych uczniów na zajęcia, po czym przygotowywany jest plan lekcji. Jednakże nie ma przymusu uczestniczenia w nich. Uczniowie mają również dostęp do pracowni plastycznej, stolarskiej i komputerowej. Znajduje się tu także przestrzeń, gdzie dzieci mogą przebywać, mają prawo do zabawy (która jest ważnym aspektem życia w Szkole Summerhill), prowadzić życie towarzyskie itd. Na żądanie wychowanków szkoła organizuje dodatkowo treningi karate i naukę jazdy konnej. Czas nie jest organizowany dzieciom przez dorosłych, to one same kreują zajęcia według własnego uznania. Stoi to w opozycji do szkół tradycyjnych, które według Sir Kena Robinsona (lidera w dziedzinie rozwoju kreatywności) zabijają kreatywność, prowadzą do standaryzacji.
Przywilej, jakim jest wolność, jest tu możliwością działania świadomie i z własnego wyboru. W Summerhill podchodzi się do niej jak do cechy osobowości człowieka - ze zrozumieniem i pietyzmem. Wolność jednostki jest tu prawem do wyboru motywów działania, które implikują odpowiedzialność. Określa się ją tu jako prawo do robienia wszystkiego, co nie przynosi szkody innym. Tak na przykład uczeń może nie pójść na zajęcia angielskiego, jeśli nie ma na nie ochoty, ale za zakłócanie ciszy nocnej będzie już pociągnięty do odpowiedzialności, gdyż wpływa to na niekorzyść innych osób. Uczy to wychowanków ciągłego podejmowania decyzji i samodzielnego działania – korzystania ze swobody i dokonywania wyborów zgodnych ze wspólnym dobrem. „Całkiem szybko się przyzwyczaiłam do zasady, że dorośli przebywający, na terenie szkoły nie podejmują decyzji w moim imieniu” – mówi jedna z uczennic. Prawo wyboru przysługuje uczniom, natomiast nauczyciele mają obowiązek stawiać się na każdych lekcjach.
 Obecnie naukę pobiera 90 dzieci i młodzieży różnych narodowości w wieku od 5 do 17 lat.




W Summerhill obowiązuje niezależność i samorządność uczniów i nauczycieli, swoboda w uczestniczeniu bądź nieuczestniczeniu w zajęciach, wolność pozwalająca na zabawę przez całe dni, tygodnie czy lata, jeśli to konieczne, wolność od jakiejkolwiek indoktrynacji religijnej, moralnej czy politycznej, wolność od urabiania charakteru.

Summerhill pokazała światu, że szkoła może być wolna od strachu przed nauczycielami, poniżenia i lęku przed życiem. Jej pracownicy nie zachowują się wyniośle ani też nie oczekują szczególnych względów tylko dlatego, że są dorosłymi. (...) Nie potrzeba stwarzania barier odgradzających uczniów od nauczycieli, barier wznoszonych przez dorosłych, nie przez dzieci. Nauczyciele chcieliby być bożkami, chroniącymi się za swą wyniosłością. Obawiają się, że utraciliby swój autorytet, gdyby zachowywali się jak ludzie, a ich klasy zmieniłyby się w domy wariatów. Ogromne rzesze uczniów lękają się swych nauczycieli. (...) Największą reformą, jakiej wymagają nasze szkoły, jest usunięcie przepaści, która dzieli młodych i starych, przyczyniając się do podtrzymywania paternalizmu. Taki dyktatorski autorytet wywołuje w dziecku poczucie niższości, które potem ciągnie się za nim przez całe życie; jako dorosły po prostu zastępuje autorytet nauczyciela autorytetem szefa. Obu stronom [uczniom i nauczycielom] należy się taka sama wolność.

Dziecko, w wieku, gdy naturalną potrzebą jest fizyczna aktywność, większość czasu spędza siedząc na pupie.

(...) strach uczniów przed złymi ocenami - idiotycznymi ocenami, które nie mają żadnego znaczenia - lub obawa przed oblaniem egzaminów.

Wychowanie powinno wyrabiać w dziecku poczucie własnej wartości, a jednocześnie budzić w nim uczucia prospołeczne; robi to bez wątpienia szkoła samorządowa. W innych szkołach posłuszeństwo jest uważane za tak wielką cnotę, że w późniejszym życiu tylko nieliczni potrafią się czemukolwiek przeciwstawić. Naszym zadaniem, jako nauczycieli, jest przeciwstawienie się psychologii tłumu, psychologii stada baranów, w którym każde zwierze wygląda i ryczy tak samo - bee, bee - odpędzając czarną owcę i tych, którzy się za nią ujmują.

Trudne dzieci prawie zawsze sprawiają kłopoty z powodu nieodpowiedniego traktowania ich w domu i w szkole.

Żaden nauczyciel nie ma prawa leczyć dziecka z jego zamiłowania do walenia w bęben. Powinno się jedynie uwalniać je od tego, co unieszczęśliwia.

Nikt nie mówi im też, w co mają się ubrać: wkładają na siebie to, co chcą.

O jej wartości [wartości Summerhill] niech świadczą zdrowe, wolne dzieci, których życie nie zostało zatrute strachem i nienawiścią.

Oczywiście, szkoła, która zmusza aktywne dzieci do siedzenia w ławkach i uczenia się
w większości niepotrzebnych przedmiotów, jest złą szkołą. To dobra szkoła jedynie dla tych, którzy w nią wierzą, dla tych nietwórczych obywateli, którzy pragną mieć potulne, nietwórcze dzieci, które będą dobrze pasować do cywilizacji, w której miarą sukcesu jest pieniądz.

[Należy] dopasować szkołę do potrzeb dziecka, zamiast dziecko do szkoły.

[Szkoła] w której dzieci miałyby wolność bycia sobą. W tym celu musieliśmy zrezygnować z wszelkiej dyscypliny, wszelkiego pouczania, udzielania rad, wszelkich nauk moralnych i religijnych pouczeń. (...) Potrzebowaliśmy jedynie tego, co mieliśmy - całkowitej wiary w dziecko jako istotę dobrą, nie złą.

Według mnie dziecko obdarzone jest wrodzoną mądrością i poczuciem realizmu. Jeśli pozostawić je samemu sobie, bez jakiegokolwiek doradzania ze strony dorosłych, rozwinie się na tyle, na ile jest do tego zdolne.

Jaka jest Summerhill? No cóż, po pierwsze, lekcje są nieobowiązkowe. Dzieci mogą
w nich uczestniczyć albo nie - nawet przez całe lata, jeśli tego chcą. Oczywiście jest rozkład zajęć, lecz tylko dla nauczycieli.
Zajęcia odbywają się zwykle w grupach wiekowych, ale czasami także w grupach zainteresowań. Nie stosuje się nowych metod nauczania, ponieważ nie uważamy, aby nauczanie samo w sobie  miało wielkie znaczenie.

(...) wykształcenie samo w sobie nie jest tak ważne jak osobowość i charakter.
Jednakże w Summerhill jest wiele nauki. Być może grupa naszych dwunastolatków nie mogłaby konkurować z klasą rówieśników w kaligrafii, ortografii czy ułamkach. Ale na egzaminach wymagających oryginalności nasza drużyna pobiłaby inne na głowę.

Moi współpracownicy i ja serdecznie nie lubimy wszelkich egzaminów. Dla nas egzaminy uniwersyteckie są przekleństwem. Ale nie możemy odmówić uczenia dzieci wymaganych przedmiotów. Jest sprawą oczywistą, że dopóki będą istnieć egzaminy, będziemy musieli się im podporządkować. Stąd też pracownicy Summerhill zawsze mają kwalifikacje do uczenia na wymaganym poziomie.

Nienawiść rodzi nienawiść, a miłość rodzi miłość. Miłość oznacza akceptację dzieci i jest konieczna w każdej szkole. Nie można być po ich stronie, a zarazem karać je i wrzeszczeć na nie. Summerhill jest szkołą, w której dziecko wie, że jest akceptowane.

Dla dzieci nie jestem autorytetem, jestem im równy.

Wolne dzieci nie ulegają zbyt łatwo wpływom innych; brak strachu jest najwspanialszą rzeczą, jaka może się dziecku przytrafić.

Podkreślam znaczenie tego, że uczniowie nie odczuwają strachu przed dorosłymi. Dziewięcioletnie dziecko przyjdzie i powie mi, że zbiło piłką okno. Powie mi, ponieważ nie boi się, że wzbudzi tym mój gniew czy moralne oburzenie. Być może będzie musiało zapłacić za okno, ale nie musi się obawiać wymówek czy kary.

Dziecko powinno żyć własnym życiem - nie życiem, które wydaje się najwłaściwsze jego pełnym niepokoju rodzicom, ani życiem w myśl przykazań pedagoga, któremu zdaje się, iż wie, co jest dla dziecka najlepsze. Całe to wtrącanie się dorosłych produkuje jedynie pokolenie robotów.
Nie można zmusić dzieci, by uczyły się muzyki czy czegokolwiek innego, nie zmieniając ich, w pewnym stopniu, w pozbawionych własnej woli dorosłych. Kształtuje się w nich wówczas umiejętność akceptacji status quo; to jest dobre z punktu widzenia społeczeństwa, które potrzebuje posłusznych urzędników, sprzedawców, tych wszystkich ludzi mechanicznie łapiących podmiejski pociąg o 8.30 - krótko mówiąc, społeczeństwa, które jest dźwigane na barkach wystraszonego, szarego człowieka – przerażonego na śmierć konformisty.

Summerhill jest szkołą samorządową i demokratyczną. Wszystkie problemy związane
z życiem społecznym lub grupowym, włączając w to kary za wykroczenia przeciwko ustalonym prawom, są rozwiązywane drogą głosowania podczas ogólnego spotkania szkoły w sobotni wieczór.
Każdemu z grona pedagogicznego (włączając w to opiekunów) i każdemu dziecku bez  względu na jego wiek, przysługuje prawo jednego głosu. Mój głos ma taką samą wagę jak głos siedmiolatka.

Nigdy nie przestałem podziwiać poczucia sprawiedliwości dzieci oraz ich niebywałej umiejętności wymierzania kary. Z wychowawczego punktu widzenia samorządność ma nie ocenioną wartość.

(...) na terenie szkoły można przeklinać do woli.

Szkoły, która nie ma własnego samorządu, nie powinno się nazywać postępową - to szkoła kompromisowa. Nie można mówić o wolności, dopóki dzieci nie mają całkowitej swobody w rządzeniu życiem swej społeczności. Moim zdaniem, cotygodniowe ogólne spotkanie szkoły ma większość wartość niż cały tydzień nauki w szkole. To doskonałe forum do ćwiczenia publicznych wystąpień, a większość wychowanków potrafi dobrze przemawiać, i to bez skrępowania.

W świecie zewnętrznym marnuje się wiele cennej energii na przejmowanie się głupstwami. To tak, jakby naprawdę miało znaczenie w życiu to, czy nosi się szykowne stroje albo mówi cholera.

Summerhill można określić jako szkołę, w której zabawa jest najważniejsza.

Dzieciństwo nie jest okresem dorosłości; dzieciństwo jest okresem zabawy i żadne dziecko nigdy nie ma jej dość. W Summerhill uważa się, że gdy dziecko nabawi się do woli, zacznie pracować i stawiać czoło problemom.

Samoregulacja zakłada wiarę w dobroć natury ludzkiej; w to, że nie ma i nigdy nie było grzechu pierworodnego. Oznacza prawo dziecka do tego, by żyć, ciesząc się wolnością, bez zewnętrznych autorytetów. To oznacza, że dziecko je, gdy jest głodne; że zaczyna przestrzegać zachowywania czystości wtedy, gdy będzie do tego gotowe, że nigdy się go nie bije ani na nie nie wrzeszczy, że zawsze jest otoczone miłością i opieką.

U podłoża niechęci dorosłych wobec dziecięcych zabaw leży lęk. Tysiące razy słyszałem bojaźliwe pytania: „Jeżeli mój chłopiec całe dnie spędza na zabawie, to jak w ogóle się czegokolwiek nauczy, jak zda egzaminy?” I jedynie nieliczni akceptują moją odpowiedź: „Jeżeli pańskie dziecko wybawi się do woli, to będzie mogło zdać egzaminy wstępne na uniwersytet po dwóch latach intensywnej nauki, zamiast, jak to zwykle bywa, po pięciu, sześciu czy siedmiu latach nauki w szkole, która nie docenia roli zabawy w życiu dziecka”. Zawsze muszę jednak dodać: „Zakładając, że w ogóle będzie chciało zdawać egzaminy! Może będzie pragnęło zostać tancerzem lub inżynierem, a może zechce być projektantem mody czy stolarzem”.

Dojrzałość społeczną - poczucie społecznej odpowiedzialności - w pełni osiągają dopiero około osiemnastego roku życia lub jeszcze później. Interesuje je teraźniejszość, a przyszłość dla nich nie istnieje.
Mimo to nie widziałem jeszcze nigdy leniwego dziecka. To, co nazywamy lenistwem, jest zwykle albo brakiem zainteresowania, albo brakiem zdrowia. Zdrowe dziecko nie umie być leniwe: przez cały czas coś robi. (...) Chłopiec uważany za leniwego potrafi często przebiec wiele mil w czasie gry w piłkę. (...) Leniwy chłopiec jest albo fizycznie niezdrów, albo nie jest zainteresowany sprawami, które zdaniem dorosłych powinny go zajmować

Nie można wzbudzić w dzieciach zainteresowania, jeżeli ono same się w nich nie pojawia.

Ludzie często pytają mnie: „Czy twoje wolne dzieci kiedykolwiek będą potrafiły przystosować się do harówki codziennego życia?” Chciałbym, aby te wolne dzieci zostały pionierami w uwalnianiu się od harówki codziennego życia.

Musimy pozwolić dziecku być egoistą mającym pełną swobodę zaspokajania swych dziecięcych zainteresowań. Kiedy jego indywidualny interes koliduje z interesem społecznym, wówczas należy przyznać pierwszeństwo jego osobistemu dobru. Cała idea Summerhill to zapewnienie wolności: pozwolenie dziecku, by zaspokajało w pełni swoje naturalne potrzeby.
Szkoła powinna uczynić życie wychowanka zabawą. Nie chodzi mi o to, że dziecko musi mieć drogę usłaną różami. Ułatwianie mu wszystkiego jest fatalne w skutkach dla jego charakteru. Ale samo życie niesie w sobie tyle trudności, że nie potrzeba już ich sztucznie mnożyć.
Wierzę, że narzucanie czegokolwiek mocą autorytetu jest błędem. Dziecko nie powinno niczego robić, dopóki nie dojdzie do przekonania - swego własnego przekonania - że tego chce. Przekleństwem ludzkości jest zewnętrzny przymus, bez względu na to, czy pochodzi od papieża, nauczyciela czy rodziców. To wszystko faszyzm.
Większość ludzi domaga się jakiegoś boga; jak może być inaczej, skoro w domu rządzą fałszywe bożki obu płci, domagające się całkowitej prawdy i moralnego zachowania? Wolność oznacza robienie tego, co się komu podoba, dopóki nie narusza się wolności innych. Wynikiem jest samodyscyplina.

Tragedią człowieka jest to, że jego charakter, podobnie jak charakter psa, daje się urobić. Charakteru kota nie można zmienić. U psa można wywołać wyrzuty sumienia, ale u kota nie. Mimo to większość ludzi woli psy, ponieważ ich posłuszeństwo i merdanie ogonem dostarcza widocznego dowodu wyższości i wartości pana.
Powszechne przekonanie, że jeżeli w dzieciństwie nie nabierzemy dobrych manier, to nie posiądziemy ich już nigdy, jest przekonaniem, w którym zostaliśmy wychowani i które bez sprzeciwu zaakceptowaliśmy tylko dlatego, że nigdy nie było ono podawane w wątpliwość. Dementuję ten pogląd. Wolność jest dziecku koniecznie potrzebna, ponieważ tylko wolność pozwala mu rozwijać się w sposób naturalny - w dobry sposób.

Bycie uczciwym w życiu i wobec życia jest sprawą podstawową. To naprawdę najważniejsza rzecz na świecie. Jeżeli będziesz szczery, to wszystko inne się ułoży.

(...) dzieci, gdy dać im wolność, przeważnie nie kłamią.

(...) chcielibyśmy, aby szkoła była  miejscem, w którym dzieci dorastają w wolności.

W Summerhill tym, co pomaga, jest miłość, akceptacja i wolność bycia sobą.

[W Summerhill] normą jest stopniowe odrzucanie nieszczerości w sposobie mówienia
i zachowywania się.

Zbyt często rodzice przywiązują dużą wagę do schludności. To jeden z siedmiu grzechów głównych. Człowiek, który szczyci się swą czystością, jest zwykle drugorzędnym facetem, który dba w życiu o rzeczy drugorzędnej wartości. Schludna osoba często ma najbardziej niechlujny umysł.

(...) każde dziecko mogło palić.

Nadrzędnym celem wszystkich systemów kształcenia powinno być leczenie
z nieszczęścia. Szkoła mogłaby być oceniana po wyrazie twarzy jej uczniów, a nie po wynikach egzaminów.

(...) Uczymy się życia nie poprzez słuchanie o życiu innych, ale po prostu żyjąc; ponieważ słowa są nieskończenie mniej ważne niż czyny. Wielu nazywa Summerhill religijnym miejscem, ponieważ daje dzieciom miłość.

Nie ma żadnych argumentów przemawiających za moralnym pouczaniem dzieci. Jest to psychologicznie szkodliwe. Wymaganie od dziecka, aby nie było egoistyczne, jest złe, ponieważ każdy człowiek w tym wieku jest egoistą. (...) Altruizm przychodzi później, pojawia się w sposób naturalny, jeżeli dziecku nie wpaja się, by nie było egoistyczne.
Tłumiąc w dziecku egoizm, jedynie go utrwalamy. Nie spełnione pragnienie żyje dalej
w jego podświadomości. Jeżeli kogoś uczono wyzbycia się egoizmu, na całe życie pozostanie egoistą. W ten sposób nauczanie moralne udaremniło się samo.
Najszczęśliwsze domy, jakie znam, to te, w których rodzice są zupełnie szczerzy wobec dzieci, nie prawią im kazań.

To, czy czujemy się wolni, szczęśliwi w pracy, szczęśliwi w przyjaźni i szczęśliwi
w miłości, czy też będziemy kłębkiem nerwów, nienawidzącymi samych siebie i nienawidzącymi ludzkości zależy do spuścizny pozostawionej nam przez rodziców i nauczycieli.

My nie urabiamy dziecka w żaden sposób; nie próbujemy go na nic nawrócić. Jeżeli coś takiego jak grzech istnieje, to jest nim właśnie skłonność dorosłych do mówienia młodym, jak żyć, skłonność, która świadczy o tym, że dorośli sami tego nie wiedzą.

Rodzice naszych uczniów dzielili się zawsze na dwie grupy: na tych, którzy wychowali dzieci w poczuciu wolności i pragnęli, by szkoła to poczucie w nich ugruntowała, i na tych, którym nie powiodło się w życiu rodzinnym i myśleli, że Summerhill to naprawi.

Beznadziejne były wszelkie próby wytłumaczenia im [inspektorom], że naszym kryterium jest sposób życia, a nie ilość przyswojonej wiedzy.
(...) Powiedziałem [jednemu z nich], że może przeprowadzić inspekcję postępów
w matematyce czy francuskim, ale nie może przeprowadzić inspekcji szczęścia, szczerości, zrównoważenia i tolerancji.

Jeden [z inspektorów] powiedział: „Cóż to za wspaniały szok, gdy wejdzie się do klasy
i stwierdzi, że dzieci nie zwracają na ciebie uwagi - po latach odwiedzania klas stających na baczność

(...) tego, co w życiu istotne, nie można nauczyć. Matematyki, angielskiego, francuskiego można nauczyć, ale nie życzliwości, miłości, szczerości, zrównoważenia czy tolerancji.

Ostatnio piętnastoletnia dziewczynka powiedziała mi: „Jeżeli ma się dobrych rodziców, to Summerhill sprawia, że kocha się ich jeszcze bardziej, ale jeżeli są źli, to Summerhill pozwala ich przejrzeć, a wówczas nie sposób ich ścierpieć”. Ona miała trudnych rodziców. zapytałem, dlaczego uważa ich za złych. „Ponieważ oni wierzą w wolność tylko w swych myślach. Przysłali mnie tutaj, abym była wolna, ale gdy spostrzegli, że zrobiłam się zbyt niezależna, zwrócili się przeciwko szkole. Wiedzą, że nasz system pozostawia dziecku swobodę uczestniczenia w lekcjach, ale ciągle mi z tego powodu dokuczają. Wiem oczywiście, dlaczego się tym martwią; obawiają się, że nigdy się nigdzie nie dostanę bez opanowania materiału przynajmniej z kilku przedmiotów. Wiem o tym, ale dlaczego
w takim razie mnie tu przysłali? Myślę, że mam dość oleju w głowie, aby zdać egzaminy, gdy będę do nich gotowa
”.
Idealni rodzice - a miałem takich wielu - to ci, którzy całym sercem wspomagają szkołę. Nigdy nie martwią się postępami w nauce czy nieporządkiem w pokojach; nigdy nie pytają, dlaczego nie inspirujemy dzieci przez wieszanie reprodukcji Cezanne’a czy Rembrandta. Nigdy nie martwią się tak nieistotnymi sprawami jak uczenie dzieci dobrych manier. Krótko mówiąc, wierzą w to, w co i my wierzymy - że dzieci muszą dorastać w swoim własnym tempie. Tacy rodzice budzą zachwyt we mnie i moich pracownikach.

Przez ustawiczne poprawianie dzieci wyrabiamy w nich poczucie niższości i ranimy ich godność osobistą.

Moją nagrodą nie są pochwały, tytuły, zwolennicy, lecz tylko jedno – radość
z wykonywania pracy, której oddałem całe swe serce i energię.


A. S. Neill – Nowa Summerhill, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1994.


(o Neillu):

Nie miał w sobie nic z wyniosłości dumy tak powszechnej u silnych dorosłych. Potrafił zdobyć ogromny autorytet, nie przybierając autorytatywnej postawy.

Neill był wyjątkowy wśród pionierów nowych trendów oświatowych, bardziej dbając
o psychologię niż o edukację.

Stawiano sobie [w Summerhill] za cel wykorzystanie okresu dzieciństwa i dojrzewania do rozwinięcia w uczniu silnej, dojrzałej emocjonalnie osobowości. Neill uważał, że dzieci same będą odczuwały wtedy potrzebę uczenia się tego, co im będzie potrzebne. Kluczem do takiego rozwoju było pozostawienie im całkowitej swobody i pozwolenie, by bawiły się tak długo, jak będą chciały, w atmosferze akceptacji i miłości. Dawał dzieciom całkowitą wolność z jednym tylko zastrzeżeniem: dopóty mogły robić to, co im się podoba, dopóki nie przeszkadzały innym w realizowaniu wolności.

Kontrolę funkcjonowania Summerhill zawsze sprawowała cała jej społeczność poprzez uczestniczenie w spotkaniach i ta kontrola była o wiele większa, niżby mogło sugerować znaczenie słowa wolność. Dzieci lubią prawa i same ustaliły ogromną większość z obowiązujących jej zasad. W całym okresie istnienia szkoły zapisano w księgach setki praw. Każdy. dziecko czy pracownik, mógł wziąć w nim udział i zabrać głos. Co tydzień społeczność Summerhill wybierała nowego przewodniczącego.

Neill miał wspaniałą umiejętność niepodawania się osądom. Za naczelny swój cel uważał trzymanie się w tle i pozwolenie, by dzieciaki same kierowały swą własną szkoła.

Uczniowie nie podejmowali decyzji w takich sprawach jak zatrudnianie nowych pracowników lub usuwanie dzieci ze szkoły.

Życzliwość, optymizm i poleganie na sobie to zaraźliwe cechy w tej szkole.


Albert Lamb, wydawca