Prace domowe to zmora uczniów

Rzecznik Praw Dziecka pisze do MEN: Prace domowe to zmora uczniów.
Czy szkoła bez nich jest możliwa?


- Przychodzą rodzice i mówią: w domu są płacz, krzyk i zgrzytanie zębów. Relacje ograniczają się do sprawdzenia pracy domowej - opowiada dyrektorka jednej z gdańskich szkół.



Prace domowe są tradycją polskiej szkoły, ale w Europie zaczyna się od nich odchodzić. W Finlandii uczniowie podstawówek prac domowych nie dostają w ogóle. Poziom edukacji w tym kraju oceniany jest jako jeden z najwyższych na świecie.

W polskiej szkole uczniowie nad samym językiem polskim i matematyką spędzają w domu średnio godzinę dziennie. A są jeszcze język obcy, przyroda, historia...

O tym, że praca domowa jest zmorą polskich uczniów, pisze w liście do minister edukacji Anny Zalewskiej rzecznik praw dziecka Marek Michalak: „Nauczyciel zadający obszerną pracę domową zwykle nie wie o pracach zadawanych z innych przedmiotów, czego efektem jest wielogodzinne spędzanie czasu przeznaczonego na odpoczynek na nauce – nawet do późnych godzin wieczornych”.

Rzecznik przypomina o art. 31 konwencji o prawach dziecka, zgodnie z którym dziecko ma prawo do wypoczynku, czasu wolnego i uczestniczenia w zabawach.

Michalak przytacza też wyniki badania Instytutu Badań Edukacyjnych w klasach IV-VI z 2015 r. Naukowcy stwierdzili, że problemy z pracami domowymi dotykają zwłaszcza uczniów z mniej zamożnych rodzin – nie mają miejsca do nauki w domu, muszą wykonywać dodatkowe obowiązki domowe, brak im wsparcia rodziców. O ile dostęp do edukacji w szkole jest równy, to poza nią – już nie.

Praca domowa to nie pańszczyzna

W Polsce też mamy szkoły, których uczniowie nie muszą w domu odrabiać lekcji. Tak jest np. w warszawskiej podstawówce nr 323 im. Polskich Olimpijczyków oraz szkołach prywatnych uczących metodą Montessori. W SP nr 323 od wprowadzenia dobrowolnych prac domowych poziom nie spadł – średnia uczniów wzrosła nawet o 0,1 stopnia.

– Przestaliśmy traktować prace domowe jako pańszczyznę, którą dzieci muszą wykonać na rzecz szkoły. Rodzice przyjęli to wybuchem radości. Znalazł się czas na rower czy wspólny spacer – mówi Wioletta Krzyżanowska, dyrektorka szkoły – Uczniowie w domu czytają lektury, uczą się słówek i zbierają materiały do projektów. Raz na dwa tygodnie dostają karty pracy i sami decydują, kiedy je wypełnią. To zmieniło ich podejście do pracy domowej. Dzieci nie czują, że w domu odrabiają lekcje. Polubiły szkołę.
MEN: Uczeń powinien mieć czas wolny

W Chrześcijańskiej Szkole Podstawowej Montessori w Gdańsku prac domowych nie ma od sześciu lat. Dzieci są w szkole od 8 do 15.30. W domu zgłębiają tematy, które je interesują. Bez strachu przed jedynką za brak pracy domowej.

Beata Szulc, dyrektorka szkoły: – Tak jak dorosły po wyjściu z biura chce zostawić pracę za sobą, tak i dziecko chce wyjść ze szkoły i zostawić naukę.

Według dyrektor Szulc wielu rodziców przeniosło dziecko do jej szkoły właśnie z powodu prac domowych. – Nie mieli już siły. W domu były płacz, krzyk i zgrzytanie zębów. Relacje rodzinne ograniczyły się do odrabiania lekcji. Dziecko miało szkołę po szkole – opowiada.

Jej słowa potwierdza pani Ewa, która do Montessori przeniosła córkę dwa lata temu. – Nienawidziła szkoły. Odrabianie lekcji zajmowało nam całe popołudnia. Nie miałam czasu dla młodszego dziecka. Teraz Alicja odżyła, a my z nią.

Co na to ministerstwo? – Nauczyciel, zadając pracę domową, powinien brać pod uwagę obciążenie uczniów wynikające z realizacji pozostałych przedmiotów oraz inne kwestie, np. czy wykonanie zadań w domu nie będzie zbyt czasochłonne. Zadawanie prac domowych powinno uwzględniać także konieczność zapewnienia uczniowi czasu wolnego po lekcjach – mówi Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN.


Anna Dobiegała