DO BEZNADZIEJNEGO RODZICA

Ola Jurkowska


DO BEZNADZIEJNEGO RODZICA




Widzę cię.

Widzę cie na ławce w parku siedzącego z iPhonem. Twoje dziecko cię woła, ale dopiero za trzecim czy czwartym razem orientujesz się, że „Mamo!” dobiegające z placu zabaw jest do ciebie. Podnosisz na chwilę wzrok znad ekranu, machasz i zaraz wracasz do cyfrowej wyroczni w twojej dłoni.

Widzę cię w supermarkecie w kolejce razem z dziećmi. Starsza chce coś, co wygląda na plastikową butelkę wypełnioną cukrem w płynie. Kiedy mówisz nie, zaczyna płakać. Łapiesz ją za rękę, przyciągasz jej ucho blisko swoich ust i chociaż nie słyszę co tam szepcesz, wiem, że to coś złego. To widać po wyrazie jej twarzy, kiedy odkłada słodycz na półkę.

Widzę cię w restauracji. Twój najmłodszy syn je nuggetsy i makaron z serem, pewnie po raz n-ty w tym miesiącu. Jego zatłuszczone paluchy trzymają telefon, a on ogląda prawdopodobnie jakąś odmóżdżającą bajkę, której używasz jako niańki, bo jesteś zbyt leniwy, żeby samemu się nim zająć.

Widzę jak ponoszą cię nerwy w centrum handlowym. Twoje dziecko rozlewa napój na podłogę, a twój gniew jest nieadekwatny do sytuacji. Ludzie stają i gapią się na ciebie. Twoje słowa są głośne i krzywdzące, a ja zastanawiam się jaką to krzywdę wyrządzasz właśnie swojemu dziecku.

Ale nie widzę wszystkiego.

Nie widzę, że …

Ciągle bawisz się z córką. Wieczory po powrocie z pracy spędzacie na wspólnym czytaniu książek.. Co tydzień we wtorek chodzicie razem do księgarni, żeby mogła sobie wybrać dwa komiksy w nagrodę za swoją ciężką pracę. W weekendy bierzesz swoje dzieci do parku pełnego innych dzieci. Chcesz, żeby umiały się bawić z innymi i miło spędziły czas, kiedy ty nadrabiasz zaległości w swojej skrzynce mailowej na telefonie.

Nie widzę, że …

Odbierając dzieci z przedszkola musisz jeszcze wpaść na chwilę do sklepu po kurczaka i mleko, żeby móc ugotować im kolację. Dzień wcześniej twoja córka zjadła coś słodkiego zaraz po powrocie do domu i nie chciała potem jeść kolacji ugotowanej przez ciebie. Rozmawiałyście o tym i ona wie, że nie może dostać nic słodkiego przed kolacją, ale i tak o to prosi. Przyciągasz ją do siebie, żeby po cichu przypomnieć jej dlaczego, nie może dostać nic słodkiego i prosisz ją, żeby odłożyła butelkę na półkę. Ona pamięta i odkłada, chociaż jest trochę smutna.


Nie widzę, że…

Niezbyt często wychodzicie do restauracji. Musicie oszczędzać, a wyjście czterech osób na kolację jest drogie. Jednak jest to coś wyjątkowego, więc chcesz, żeby wszyscy dobrze się bawili. Dla ciebie przyjemnością jest średnio wysmażony stek i ziemniaki. Dla twoich dzieci, to nuggetsy i makaron z serem. To wyjątkowy wieczór… więc kiedy twoje dziecko po raz trzeci próbuje wejść do kuchni, stwierdzasz, że jesteś w stanie pogodzić się z krytycznymi spojrzeniami ludzi wokół, po to, żeby porozmawiać z mężem – po raz pierwszy w tym tygodniu.

A krzyki w centrum handlowym? Nie widzę, że cały tydzień nie mogłeś się wyspać. Nie widzę, że właśnie tego dnia pokłóciłaś się z mężem i ciągle o tym myślisz. Nie widzę, że masz stresującą pracę i że zazwyczaj takie mało istotne rzeczy nie wyprowadzają cię z równowagi. Nie widzę tych wszystkich sytuacji, kiedy nie nakrzyczałaś na swoje dziecko. Nie widzę, że później przepraszasz dziecko i tłumaczysz mu, że czasami nawet dorośli się złoszczą i krzyczą, co oczywiście nie usprawiedliwia twojego zachowania, ale ludzie popełniają błędy. Nie widzę, jak twoje dziecko ci wybacza.

I właśnie w tym problem. Nie widzę nic, poza tym małym urywkiem twojego życia – telefonem, nuggetsami, rozlanym napojem i złością na twarzy. To wszystko co widzę, ale z jakiegoś powodu wydaje mi się, że cię znam. Z jakiegoś powodu wydaje mi się, że wiem jakim rodzicem jesteś. Jesteś „beznadziejnym rodzicem”. Ale wiesz co? Jeśli odpowiednio wybierzesz urywki z mojego życia – ja też taka jestem. Czasami też jestem beznadziejnym rodzicem. A czasami jestem rodzicem wzorowym. Tak jak ty. Więc zawrzyjmy pakt.

Dajmy sobie nawzajem kredyt zaufania. Pamiętajmy, że wiele jest rzeczy, których o sobie nie wiemy. Zamiast potępiających spojrzeń i głośnego wzdychania, uśmiechnijmy się do siebie i wymieńmy spojrzenia, które mówią „Ja też to znam.” Kiedy jest nam naprawdę ciężko wysłuchajmy się wzajemnie i zatrzymajmy nasze rady dla siebie, dopóki druga strona o nie nie poprosi. I najważniejsze – uświadommy sobie, że my też czasem jesteśmy beznadziejnymi rodzicami. Wszyscy mamy na swoim koncie wzloty i upadki. A przez resztę czasu jesteśmy gdzieś pośrodku robiąc co w naszej mocy.

Świadomość, że jesteśmy w tym razem sprawia, że ta… siostrzana więź matek, braterska więź ojców, drużyna rodziców… jakkolwiek by jej nie nazwać, jest naprawdę wyjątkowa. Wiedząc, że nie jesteśmy z tym sami, łatwiej nam znosić upadki, cieszyć się wzlotami i czerpać radość ze wszystkiego pomiędzy. Więc proszę beznadziejni/wspaniali/i wszystko-pomiędzy rodzice – po prostu wyluzujmy, mniej osądzajmy i cieszmy się życiem.

Spotkajmy się gdzieś po drodze.