Ken Robinson: Nauczyciel?
To bardzo złożona praca
Wspaniali nauczyciele są często osobami,
które otwierają przed nami drzwi. Dlatego mówię, że to bardzo złożona praca.
Ludziom, którzy nigdy tego nie robili, wydaje się, że wystarczy wejść do klasy,
wyłożyć temat, a na koniec dnia ocenić wypracowania. Oczywiście może to tak
wyglądać, ale nie tak pracują wspaniali nauczyciele - mówi Ken Robinson,
pisarz, mówca i światowej sławy lider w dziedzinie rozwoju kreatywności.
Jestem bardzo ciekaw twojego zdania w sprawie, która jest
dziś niezwykle ważna dla edukacji w Polsce. Zgodnie z obowiązującym prawem, w
2015 roku po raz pierwszy do szkoły poszły sześciolatki. Dotychczas dzieci
zaczynały szkołę w wieku siedmiu lat. Sprawa budziła - i wciąż budzi - tak duże
kontrowersje, że prezydent postanowił pozostawić ją do rozstrzygnięcia
obywatelom w referendum. Jak ty byś zagłosował?
Dla mnie ważne jest nie tyle to, w jakim wieku dzieci
zaczynają szkołę, ale w jaki sposób je na początku uczymy. Jeśli w Polsce
dzieci mają rok wcześniej być przygotowywane do standaryzowanych egzaminów i
wkuwać wiedzę, siedząc w ławkach, to oczywiście zagłosowałbym przeciw. Ale
jeśli miałby to być rok takiej edukacji, za którą się opowiadam, a więc
pozwalający dzieciom na swobodną zabawę, pracę nad projektami, spędzanie czasu
razem, cieszenie się z przebywania w szkole i nawiązywania znajomości, to
jestem zdecydowanie za.
Moje dzieci poszły do żłobka bardzo wcześnie, ale świetnie
się tam bawiły. Jeśli dzieci w Polsce mają pójść do szkoły wcześniej kosztem
czasu na kreatywną zabawę czy na uspołecznianie się, czego w tym wieku
potrzebują, to widziałbym w tym duży problem.
W wielu krajach wdrażanie spersonalizowanego podejścia do
edukacji, jakie rekomendujesz, opartego na szerokim programie i zróżnicowanych
metodach nauczania, jest utrudniane przez obowiązek szkolny i związane z nim
krajowe standaryzowane egzaminy. Czy zatem uważasz, że edukacja powinna być
obowiązkowa?
Trzeba tu uważać, żeby postawić właściwe pytanie. W książce
"Kreatywne szkoły" piszę o tym, że każdy z nas żyje w dwóch światach
– zewnętrznym, który istnieje niezależnie od tego, czy my istniejemy, oraz w
wewnętrznym – świecie naszych myśli, uczuć, doświadczeń i poglądów, który
istnieje tylko dlatego, że my istniejemy.
Moim zdaniem najważniejsze jest to, żeby wszystkie dzieci
miały szansę zgłębić oba te światy. Problem bardzo często tkwi w tym, że w
wielu krajach systemy edukacji, promując intensywne współzawodnictwo i
opierając się na wąskim podejściu do nauczania, nie zapewniają do tego
odpowiednich warunków. W Stanach Zjednoczonych coraz więcej rodziców zabiera
dzieci ze szkół i decyduje się na alternatywne metody nauczania, takie jak
edukacja domowa czy kształcenie w różnego rodzaju społecznościach, aby dzieciom
takie warunki zapewnić. Rozumiem takie postępowanie.
Jednak optuję za tym, by wdrażać takie warunki we
wszystkich szkołach. Wielu rodziców nie może ich samodzielnie zapewnić swoim
dzieciom – z powodów finansowych, społecznych czy innych. Dla wielu dzieci
zorganizowana edukacja jest najlepszą możliwością. Dlatego poświęcam tak wiele
czasu, starając się ulepszać szkoły. W rzeczywistości chodzi nie o to, czy
dzieci powinny chodzić do szkoły czy nie, tylko o to, jakie szkoły im
oferujemy.
Więc nie uważasz, że różnego rodzaju alternatywne formy
kształcenia, które są dziś dostępne, są co do zasady lepsze niż edukacja
publiczna?
Każda forma edukacji może być niezwykle efektywna i każda
może być beznadziejna. Znam osoby, w przypadku których edukacja domowa
sprawdziła się doskonale i znam takie, dla których się nie sprawdziła. Znam
fantastyczne szkoły publiczne i znam takie, które nie robią dla dzieci nic
dobrego.
Są dzieci, które wspaniale rozwinęły swój potencjał, nie
otrzymując żadnego wykształcenia, jak na przykład pokazany w głośnym dokumencie
"Alfabet" André Stern. Niektórzy posługują się jego przykładem, by
argumentować, że szkoły w ogóle nie są dzieciom potrzebne. To bardzo
niebezpieczne rozumowanie. Mam przyjemność znać zarówno André, jak i jego ojca
Arno. Arno jest artystą i potrafił pobudzić wyobraźnię i zaangażowanie swojego
syna w niezwykły sposób. Nie każde dziecko ma taką możliwość.
Przy tak wielkiej skali, z jaką mamy do czynienia w
przypadku edukacji, musimy starać się uczynić systemy publicznej edukacji jak
najlepszymi. A z całą pewnością znacznie lepszymi, niż są teraz.
Nie ukrywam, że niecierpliwością czekałem na twoją książkę
poświęconą edukacji. Od czasu słynnej prelekcji na konferencji TED byłem
ciekaw, jaka jest twoja całościowa wizja i koncepcja przemian współczesnych
szkół i systemów. W książce "Kreatywne szkoły" zaczynasz rozważania
od tego, że dziś musimy przede wszystkim na nowo odpowiedzieć na pytanie, po co
jest edukacja. Jaka jest więc twoja odpowiedź?
Rzeczywiście uważam, że podstawowym pytaniem jest pytanie o
cel edukacji, bo ludzie mają na ten temat bardzo różne poglądy. Nie mając
jasności co do tego, czego chcemy od edukacji, trudno odpowiedzieć na pytanie:
jak cel osiągnąć. Niektórzy patrzą na edukację jedynie w kategoriach
gospodarczych, twierdząc, że jej najważniejszym celem jest wykształcenie
odpowiedniej siły roboczej, by cały kraj miał się dobrze.
Moim zdaniem najważniejszym zadaniem edukacji jest pomóc
dzieciom zrozumieć świat wokół nich oraz ich świat wewnętrzny. Żeby to
osiągnąć, potrzebujemy przede wszystkim szerokiego programu nauczania oraz
zróżnicowanych form kształcenia.
W książce "Kreatywne szkoły" wyodrębniam cztery
najważniejsze cele edukacji: gospodarczy, społeczny, kulturowy i osobisty. Ten
ostatni jest szczególnie ważny, bo kluczowe jest według mnie to, że wszyscy
rodzimy się z niezwykłymi talentami i z ogromnym potencjałem. To, czy je
rozwiniemy i czy wykorzystamy ten potencjał, zależy przede wszystkim od
warunków, w jakich jesteśmy kształceni.
Propaguję więc takie formy kształcenia, które są
spersonalizowane i pomagają uczniom rozwinąć ich indywidualne zainteresowania i
talenty, a także są bardziej dostosowane do warunków zewnętrznych. Dzieci
wychowujące się w Los Angeles mogą mieć pewne wspólne problemy z tymi
wychowującymi się w Gdańsku, ale mają też problemy właściwe tylko tym społecznościom,
w których żyją, dlatego edukacja powinna także być dostosowana do konkretnej
kultury, do lokalnych okoliczności, powinna angażować lokalną społeczność i być
jej częścią.
Najważniejsze są więc według mnie dwie rzeczy:
personalizacja edukacji i dostosowywanie jej do konkretnych okoliczności.
Wielu nauczycieli ma w klasie trzydzieścioro dzieci i musi
przygotować je do standaryzowanych egzaminów. Wydaje się, że trudno w takich
warunkach spersonalizować edukację dla każdego ucznia i rozwijać jego indywidualne
zainteresowania.
To całkowicie możliwe. W książce podaję mnóstwo takich
przykładów. Wszystko sprowadza się do pedagogiki i programu nauczania.
Ostatecznie w edukacji chodzi o ludzi – o konkretne dziewczynki i chłopców,
którzy mają własne życie, zainteresowania, pasje, talenty i znajdują się w
określonych okolicznościach.
Jeśli zakładamy, że rolą nauczyciela jest zawsze stać z
przodu klasy, przekazywać wiedzę i kontrolować grupę, to personalizacja
nauczania rzeczywiście wydaje się niezwykle trudnym zadaniem. Ale nauczyciele
mają do dyspozycji wiele metod i strategii. Nie twierdzę oczywiście, że
powinniśmy całkowicie odejść od nauczania bezpośredniego, bo w niektórych
przypadkach jest ono jak najbardziej właściwe. Uważam natomiast, że powinniśmy
wprowadzać różnorodne podejście do nauczania, poprzez częstsze wykorzystywanie
pracy w grupach, nauczania opartego na szukaniu odpowiedzi na pytania,
realizowaniu praktycznych projektów i na innych kreatywnych aktywnościach.
Powinniśmy zadbać o to, by dzieci nie siedziały wyłącznie w ławkach, ale by
mogły być w szkole fizycznie aktywne. Powinniśmy pobudzać ich zainteresowanie
sztuką, praktycznymi zastosowaniami nauk ścisłych czy techniki. To daje także
nauczycielowi więcej czasu na pracę z poszczególnymi uczniami.
Ogromne możliwości personalizowania edukacji dają nam
dzisiaj nowe technologie.
Tak naprawdę chodzi o to, jak organizujemy nauczanie.
Czasem problemy, które musimy rozwiązać, wywołuje sam system. Kiedy zmienia się
system, wiele problemów znika.
W książce pięknie piszesz o tym, iż istotą edukacji jest
relacja między uczniem a nauczycielem. Jeśli ta relacja nie działa, system nie
działa...
…i w żaden sposób nie przesadzam. Myślę, że to właśnie jest
esencją nauczania. Jeśli traktujemy edukację inaczej, to szkoła staje się
przechowalnią dla dzieci, albo nawet więzieniem. Uczy się w niej przypadkowe
dzieci, które trafiły tam z ulicy, ale się ich nie kształci.
Dlatego tak wiele przykładów, które podaję w książce, to
szkoły z trudnych obszarów, gdzie ludzie są ubodzy, a odsetek bezrobotnych
wysoki. Absolutnie nie chcę powiedzieć, że to, co proponuję, sprawdza się tylko
w ładnych dzielnicach zamieszkałych przez klasę średnią.
W różnych szkołach występują różne problemy, takie jak brak
zaangażowania uczniów, słabe wyniki w nauce, niskie morale nauczycieli i wiele
innych. Dlatego twierdzę, że powinniśmy dostrzec, iż edukacja to bardzo złożony
proces. Jeśli zrozumiemy tę złożoność i podejdziemy do niej w sposób
dostosowany do konkretnych okoliczności, to możemy te problemy rozwiązać. Ale
jeśli patrzymy na edukację jak na proces zniewalania, w którym dzieci muszą
siedzieć prosto i czekać, aż się im powie, co mają robić, to taki system staje
się przyczyną wielu problemów.
Skoro sądzisz, że w edukacji najważniejsi są uczeń i
nauczyciel, to czy można określić najistotniejsze cechy nauczyciela?
Zdecydowanie tak. Poświęciłem temu cały rozdział w książce,
zatytułowany "Sztuka nauczania". Uważam, że nauczanie rzeczywiście
jest formą sztuki. W takim sensie, że wymaga umiejętności, biegłości i
osądzania własnych działań. To trochę jak bycie doskonałym lekarzem albo
prawnikiem. Trzeba mieć ogromną wiedzę, ale trzeba też umieć zastosować tę
wiedzę w przypadku konkretnych osób.
Jedną z najważniejszych ról nauczycieli jest inspirowanie
uczniów do nauki. Dzieci mają fantastyczną zdolność do uczenia się (zresztą
wszyscy ją mamy), ale, jak na ironię, to właśnie proces nauczania zaczyna tę
zdolność osłabiać. Nie ma w tym z resztą nic dziwnego – jeśli sadza się dzieci
w rzędach na wiele godzin i stara się nauczyć ich materiału stojąc z przodu
sali, trudno oczekiwać innych rezultatów.
Sam chodziłem do szkoły i pamiętam to uczucie, kiedy nie
mogłem doczekać się dzwonka, żeby rozprostować nogi i wreszcie zrobić coś
innego.
Kiedy wspominam swoich nauczycieli, to byli między nimi
tacy, którzy mieli w sobie coś niezwykłego, niecodzienną osobowość i wielką
pasję do swojego przedmiotu – to mnie intrygowało.
Nie ma jednego, idealnego typu osobowości nauczyciela.
Chodzi o płomień pasji do tego, czego uczą i o siłę, by przekazać to uczniom.
Jest przecież wielu ludzi, którzy mają ogromną wiedzę z jakiegoś przedmiotu,
ale nie potrafią jej przekazać – brakuje im pewnego rodzaju energii i
entuzjazmu, by pobudzić ciekawość innych. Dlatego zawsze powtarzam, że w
edukacji nie chodzi o uczenie przedmiotu, tylko o uczenie uczniów.
Jedną z najważniejszych ról nauczyciela jest więc
inspirowanie. To oczywiście nie oznacza, że musi wchodzić codziennie do klasy i
robić imprezę. Wielu z najlepszych nauczycieli, jakich znam, było niezwykle
cichych i spokojnych. Po prostu mieli w sobie coś, co wzbudzało moje
zainteresowanie.
Po drugie: nauczyciel musi umieć wzbudzić szacunek. Nie da
się uczyć, jeśli dzieci nie słuchają. To wielka sztuka, którą nauczyciele muszą
opanować: by uczniowie ich słuchali dlatego, że są zainteresowani, a nie
dlatego, że zostaną ukarani, jeśli nie będą uważali.
Wspaniali nauczyciele często są także wspaniałymi
mentorami, potrafią umocnić swoich podopiecznych. W książkach o żywiole
opowiadam wiele historii osób, które odkryły swoje talenty dlatego, że
nauczyciel coś w nich dostrzegł, dał możliwości, których inaczej by nie miały.
Powiedział: "Możesz to zrobić". Bardzo często nie znamy swoich
talentów albo przyjmujemy je za oczywiste.
Wspaniali nauczyciele są więc często osobami, które
otwierają przed nami drzwi. Dlatego mówię, że to bardzo złożona praca. Ludziom,
którzy nigdy tego nie robili, wydaje się, że wystarczy wejść do klasy, wyłożyć
temat, a na koniec dnia ocenić wypracowania. Oczywiście może to tak wyglądać,
ale nie tak pracują wspaniali nauczyciele.
Dziś rodzice mają coraz więcej możliwości, wybierając placówkę
dla swoich dzieci. Gdybyś dziś miał posłać swoje dzieci do szkoły, jaką byś
wybrał?
Przede wszystkim trzeba pamiętać, że nie każdy może wybrać
szkołę dla swoich dzieci. Nie każdy może pewnego dnia stwierdzić:
"Przenoszę dzieci do innej szkoły". To zależy od bardzo wielu
czynników. Dla wielu dzieci szkoły publiczne są jedyną możliwością, dlatego
musimy starać się uczynić je jak najlepszymi.
Rodzice mają różne możliwości wspierania dzieci w nauce,
temu także poświęcam w książce osobny rozdział. Mogą na przykład współpracować
ze szkołą, by wpływać na sposób, w jaki uczy się ich dzieci, mogą postanowić
więcej pracować z dziećmi w domu, by dać im możliwości, których być może w
szkole nie dostają. Każdy przypadek jest inny.
Jeśli jednak miałbym wybierać szkołę dla swoich dzieci,
poszukałbym takiej, która realizuje szeroki i zróżnicowany program nauczania,
bo uważam, że w wieku sześciu czy siedmiu lat dzieciom powinno się zapewnić
równowagę przedmiotów ścisłych, humanistycznych, sztuki i aktywności fizycznej.
I nie mam na myśli tylko sportu, chociaż jest bardzo ważny, ale także choćby
taniec. Taniec jest niezwykle ważny w edukacji każdej osoby. Jesteśmy istotami
cielesnymi. Jednym z największych problemów szkół jest to, że dzieci całymi
godzinami i całymi dniami siedzą w ławkach.
Przy wyborze interesowałaby mnie jednak nie tylko
różnorodność programu, ale także kultura i atmosfera samej placówki. Niezwykle
ważni są ludzie, którzy w niej pracują i w niej przebywają.
Ludzie pytają mnie czasem, czy zalecałbym szkoły
Montessori, Waldorfskie albo demokratyczne. Maria Montessori była niezwykłą
wizjonerką i opracowała wspaniały system kształcenia dzieci. Więc odpowiadam:
"Co do zasady to dobry wybór. Ale odwiedź konkretną szkołę, poznaj
nauczycieli, porozmawiaj z dyrektorem i zobacz, jakie odniesiesz
wrażenie". To trochę jak z muzyką. Ktoś cię pyta, czy lubisz konkrety
utwór, a ty odpowiadasz: "no tak, ale zależy, kto go gra".
Nie ma gwarancji, że jedna szkoła Montessori będzie równie
dobra jak inna. Mogą stosować te same metody, ale pracują tam inni ludzie.
Rozeznanie czynnika ludzkiego jest bardzo ważne.
Dziś jest także ważne, by rodzice rozumieli, że nasze
dzieci żyją w bardzo skomplikowanych środowiskach i społecznościach. Coraz
więcej informacji znajduje się w Internecie, coraz więcej ludzi walczy o ich
uwagę. Pod wieloma względami dorastają o wiele szybciej, a także muszą radzić
sobie z o wiele większą presją niż poprzednie pokolenia. Kiedy ja wracałem ze
szkoły, to w domu nie było nawet telefonu. Dziś dzieci mają dostęp do Internetu
dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.
Dlatego, jeśli chodzi o wybór szkoły, należy kierować się
pewnymi zasadami, ale nie ma wzorca. Trzeba być świadomym, że to rodzaj
kreatywnego działania. Całe rodzicielstwo z pewnością się do takich zalicza.
Wywiad
został udzielony Wydawnictwu Element oraz czasopismu "Edukacja i
Dialog".